Zginął, bo dążył do prawdy. W tych słowach nie ma ani krzty przesady. Z czyich rąk? Jeden z oskarżonych w tej sprawie miał siebie określić mianem "specjalisty od uciszania prasy". Jarosław Ziętara to jedyny w Polsce dziennikarz zamordowany na zlecenie w związku z wykonywaną pracą. Od tej zbrodni mija właśnie 28 lat. 1 września 1992 r. Jarosław Ziętara wyszedł z wynajmowanego wraz z dziewczyną mieszkania w kamienicy przy ul. Kolejowej 49 w Poznaniu. Na piechotę szedł do pracy w redakcji "Gazety Poznańskiej", ale do niej nie dotarł. Przez wiele lat krążyły absurdalne opowieści, że dziennikarz dokądś wyjechał, gdzieś się ukrywa. Bardzo długo trzeba było walczyć z dezinformacją. I o to, by w końcu winni porwania i zamordowania Ziętary stanęli przed sądem. Dziś już z prokuratorskiego aktu oskarżenia wiadomo, że do Ziętary zaraz przy samej jego kamienicy podjechał fałszywy radiowóz. Z pojazdu wysiedli ludzie przebrani za policjantów. W rzeczywistości mieli to być pracownicy Elektromisu - firmy, której nielegalne interesy zamierzał opisać Jarosław Ziętara. Dziś pozostaje czekać na wyroki. Za pomocnictwo w porwaniu i zabójstwie Jarosława Ziętary odpowiadają byli ochroniarze holdingu Elektromis, Dariusz L. ps. „Lala” i Mirosław R. ps. „Ryba”. Za podżeganie - Aleksander Gawronik. Czy to wszyscy, którzy powinni się znaleźć na ławie oskarżonych? Dlaczego wciąż nie ma wyroku, choć od zbrodni mijają już prawie trzy dekady? O tym rozmawiamy z gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe". Jest nim kolega Jarosława Ziętary, Krzysztof M. Kaźmierczak, dziennikarz z Poznania, autor m.in. książki "Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa", przedstawiciel Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary.