Holenderska policja pociesza, że skoro ciała wciąż nie znaleziono, to należy zakładać, że do najgorszego nie doszło. Niestety jednak - minęły już ponad dwa lata, a nowych śladów brak. Pochodzący z Prudnika na Opolszczyźnie Daniel Gil przyjechał do Holandii do miasta Mierlo w nocy z 17 na 18 czerwca 2020 r. Miał wówczas 32 lata. Zamieszkał u swojego kolegi z rodzinnego miasta, który miał mu pomóc w znalezieniu pracy. To były pierwsze miesiące pandemii koronawirusa. Daniel miał na utrzymaniu dwoje małych dzieci. Pracy w Polsce nie miał, dlatego zdecydował się na paromiesięczny wyjazd. Dzieci zostawił pod opieką swoich rodziców. Dziś syn i córka mają 4 i 5 lat i wciąż czekają na tatę. Co się stało? Pewne jest to, że popołudniu 18 czerwca kolega podwiózł go do miasta Helmond do agencji pośrednictwa pracy. Miał podpisać umowę, ale się na to nie zdecydował. Po wyjściu z biura przerażony zadzwonił do swojego taty mówiąc, że gonią go - jak to określił - jacyś Cyganie. Mówił, że jest w niebezpieczeństwie. I od tej pory jego telefon milczy. W najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe" rozmawiamy z Konstantym Gilem z Prudnika, tatą zaginionego Daniela. Jeśli ktokolwiek ma do przekazania informacje o losie Daniela Gila, może się skontaktować z policją w Prudniku 77 8629203. Sprawą Daniela Gila zajmuje się też m.in. Fundacja Zaginieni, można do niej napisać: kontakt@fundacjazaginieni.pl