Jest marzec 1921 roku, trwa jeden z najważniejszych tygodni w polskiej historii. W Warszawie uchwalana jest konstytucja niepodległego kraju, w Rydze trwają rokowania pokojowe z bolszewikami i kreślona wschodnia granica Polski. Na Górnym Śląsku odbywa się plebiscyt, który ma zadecydować o przyszłej państwowej przynależności regionu. Na wcześniejszy wniosek Romana Dmowskiego dopuszczone do niego mają być osoby, które się tu urodziły, a potem wyjechały. Tymczasem bardziej mobilni są Niemcy. Z ponad 190 tys. ludzi, którzy specjalnie przyjechali na plebiscyt tylko tylko 10 tys. oddaje głos na Polskę. Frekwencja jest wysoka, a zwycięstwo dotychczasowych gospodarzy regionu wyraźne. Podział Górnego Śląska o ile nastąpi, będzie niekorzystny dla Polski.
Warszawie, która właśnie zakończyła jedną wojnę na wschodzie nie wypada rozpętać kolejnej. Oficjalnie nie będzie ingerować w postanowienia komisji sojuszniczej. Ale na południe kierowane są pieniądze, elita polskich oficerów i broń. Konfrontacja zbrojna jest kwestią czasu. Wojciech Korfanty, wytrawny polityk z czasów Rzeszy odgrywa spektakl podając się do dymisji z funkcji komisarza plebiscytowego. Asekuruje tym władze Rzeczypospolitej. W maju wybucha powstanie, które dziś jest nazwane nigdy nie wypowiedziana wojną pomiędzy Polską a niemiecką Rzeszą.
Jednym z historyków, którzy konsekwentnie tak nazywają wydarzenia z wiosny roku 1921 jest wybitny badacz dziejów Śląska profesor Ryszard Kaczmarek.