„Czas płynie, jestem coraz bliżej śmierci” – brzmi jedno z pierwszych zdań tej niezwykłej książki. Jej autor, dziewięćdziesięcioletni ks. Adam Boniecki, żegnając się ze światem, jednocześnie zostawia mu ostatnie przesłanie. Pyta, co będzie, jeśli ludzkość nigdy nie dojrzeje do globalnej solidarności. Mówi wprost o sprawach, wokół których zapada zwykle kłopotliwe milczenie: o starości i chorobach, o cierpieniu w samotności i domach opieki, o śmierciach i pogrzebach.
Zarazem jego „Testament” jest lekki i pełen optymizmu. „Wiele opowieści o odchodzeniu z tego świata mówi o doświadczeniu światła, ciepła i wszystkiego, czego doświadcza człowiek – ale nie o kresie wszystkiego” – pisze redaktor senior „Tygodnika Powszechnego” i symbol Kościoła otwartego na dialog ze współczesnością. „Nie wiem, jak wygląda bytowanie tam, po drugiej stronie, i tego mi (o dziwo) nazbyt nie brakuje. Wystarczy pewność, że jest” – dodaje. „Bądźmy wdzięczni. Dziękujmy. Warto sobie uświadomić, że jest za co” – namawia. Z każdego akapitu tego testamentu bije nadzieja.