Te liczby powinny przemówić do wyobraźni: w 1999 roku w policyjnych statystykach zanotowano 1048 zabójstw. 20 lat później, w 2019, 531. A zatem jest to spadek niemal o połowę. Nie byłoby tej zmiany w statystykach bez rozbicia potężnych grup przestępczych. To z kolei nie udałoby się bez wniknięcia w gangsterskie struktury. Owszem, ofiarami wojny gangów w latach 90. najczęściej padali sami gangsterzy. Ale nikt, naprawdę nikt nie mógł się czuć bezpiecznie. Wystarczy podać parę przykładów wydarzeń z Warszawy: Marzec 1994 r: restauracja Multi Pub przy ul. Meksykańskiej na Saskiej Kępie. W lokalu eksplodował potężny ładunek trotylu umieszczony w przewodzie wentylacyjnym. Nikt nie zginął, ale runął sufit, a w sąsiednich blokach z okien wyleciały szyby. Celem miał być słynny "Pershing". Styczeń 1995 r: eksplozja bomby w bloku przy Ostrobramskiej 78. Celem był gangster "Bolo", Zygmunt R., który trafił do szpitala z poważnymi obrażeniami. Wybuch zniszczył w sumie osiem mieszkań, ścianę klatki schodowej i windę. Marzec 1999 r.: najbardziej krwawa masakra w historii polskich mafii urządzona w Warszawie. W restauracji "Gama" na Woli w kilka sekund rozstrzelano pięć osób, w tym szefów gangu wołomińskiego. Sprawców nie ustalono do dziś. Maj 2002 r.: to był już czas, gdy się wydawało, że policja przejmuje nad wszystkim kontrolę. Jednak mimo wszystko nadal dochodziło do scen, które dziś raczej są znane tylko z filmów akcji. W centrum handlowym Klif przy Okopowej na oczach wielu klientów doszło do egzekucji. Dokonał jej wynajęty płatny zabójca, Szarani Ahmatow. Jego celem był Tomasz S., ps. "Komandos". On uciekł, ale zginęli dwaj towarzyszący mu gangsterzy, a trzy osoby zostały ranne. "Komandos" umknął na krótko: dwa miesiące później zginął od strzału w plecy, gdy sprzątał swoje BMW. Tej sytuacji nie dało się dłużej tolerować. Wniknięcie w grupy przestępcze było konieczne. Swoją robotę robili policjanci "przykrywkowcy", ale to było za mało. Pozyskanie osób z wewnątrz było kluczowe. Pod koniec lat 90. pojawiła się w polskim porządku prawnym instytucja świadka koronnego. Oczywiście dziś najsłynniejszym z nich jest Jarosław Ł. (wcześniej S.) ps. "Masa". Ale ani we wszystko, co mówił "Masa", nie ma co wierzyć, ani też inni świadkowie nie byli traktowani tak jak on. Wprawdzie najczęściej marzą o nowym życiu nad morzem, ale ze spełnianiem ich marzeń bywa różnie. Na pewno nie jest to życie w willach z basenami. Najczęściej lokowani są w zwykłych blokach, w niezbyt bogatych dzielnicach. Chodzi o to, by nie rzucać się w oczy i by zachowana została anonimowość. Gabriela Jatkowska, dziennikarka zajmująca się tematyką kryminalną, dotarła do kilku świadków koronnych oraz tzw. sześćdziesiątek, czyli małych świadków koronnych. Udało się jej porozmawiać także z kilkoma policjantami z supertajnego Zarządu Ochrony Świadka Koronnego. Ich relacje zamieściła w książce "Skruszony gangster, czyli jak się zostaje świadkiem koronnym". O życiu świadków koronnych, dlaczego ich powołanie było konieczne oraz z czym muszą się na co dzień mierzyć policjanci, którzy ochraniają "odwróconych" – o tym wszystkim rozmawiamy z Gabrielą Jatkowską w najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe".