Stanisław Soyka: „Nie na złamanie karku, na miłość boską! Raz, że człowiek był młodszy, a dwa, że wydawało mi się, że zawsze zdążę: mamy dobre auto, dobrych kierowców, będziemy na czas. I zazwyczaj byliśmy, ale czasami prosto z samochodu trzeba było wejść na scenę. No to był koszmar dla mnie”.