Udział Ślązaków, Wielkopolan i Mazurów w Wielkiej Wojnie przez lata był przyćmiony i przez czyn legionowy i późniejszą II wojnę światową. Dopiero dziś historycy rzucają nieco więcej światła na losy Polaków w tej wojnie. Odnajdywane są wspomnienia żołnierzy górnośląskich pułków, którzy wraz z rodakami oddawali życie w okopach, czasem walcząc przeciwko Polakom. Pobór do armii kajzera od roku 1914 był traktowany jak wyrok śmierci. Niektóre oddziały traciły większość składu osobowego
Założenie pruskiego munduru miało jednak jeszcze jedną, zupełnie inną stronę. Wielu mieszkańców Królewskiej Huty, Katowic czy Bytomia właśnie w trakcie wojny miało okazję być też na froncie wschodnim, znaleźć się w miastach takich jak Kraków czy Warszawa. Usłyszeć język, który był inny od ich gwary, ale bliższy od niemieckiego. Zachwycić się polskimi kościołami, czy zabytkami z czasów świetności Rzeczpospolitej.
Później w okopach często stawali naprzeciw innych żołnierzy mówiących tym samym językiem. Do legendy przeszły także spotkania i umiejętne unikanie rozlewu krwi pod Tannenbergiem, dezercje i wreszcie dołączenie GórnoŚlązaków do błękitnej armii Hallera we Francji.
Szybko bowiem okazało się, że ta wojna nie była ich wojną. A gdy się skończyła, ich region stał się jedną z największych kości niezgody paryskiej konferencji pokojowej.
Do tego niemieccy koledzy czy dowódcy stawali się przeciwnikami w walce o przynależność państwową Górnego Śląska.