Marek Bieńczyk: „Miałem 18 lat, byłem na ostatnich wczasach z rodzicami. Grywałem w brydża za zgredami, bo nie było co robić. Tam był trochę starszy facet, który miał długie włosy. I któregoś dnia, gdy grałem w brydża, a miałem świetne karty, zapytał: »Słuchaj stary, czy napijesz się ze mną wódki?«. Złożyłem karty i poszedłem. To był zew. Założyliśmy potem wspólnotę teatralną. A rozpoznaliśmy się po długich włosach, które były jak legitymacja. Hipisi byli wtedy rozproszoną wspólnotą...