Moda jest jednym z praw człowieka. Więzień obozu koncentracyjnego i zagłady był ich całkowicie pozbawiony. Strój miał go wyróżniać, a nie zdobyć, upokarzać, piętnować i formatować. Więzień miał być ogołocony ze wszystkich rzeczy osobistych, czuć się nagi, poddany zezwierzęceniu. - Przez wiele lat nie chcieliśmy o tym rozmawiać. Dlaczego? - pyta Karolina Sulej.
W "Rzeczach osobistych. Opowieści o ubraniach w obozach koncentracyjnych i zagłady" Sulej, reporterka, pisarka, doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej UW, gdzie działa w Zespole Badań Pamięci o Zagładzie, porusza temat przez lata tabuizowany. Pisze o naturalnej potrzebie człowieka - posiadania, zachowania rzeczy własnych, określających go, podkreślających jego podmiotowość. Nie chodzi jedynie o ubiór, także o biżuterię, dodatki, coś, co dla wielu pełniło funkcję talizmanów.
Kolejne rozdziały książki, nad którą Sulej pracowała przez dekadę, to opowieści o pozbawianiu więźniów godności, goleniu głów i całych ciał, zabieraniu wszelkiego dobytku, nakazie wdziewania na siebie więziennego, obozowego stroju - nie tylko pasiaków, bo z czasem tych zaczęło zwyczajnie brakować. To także historia o miejscach, w których sortowano rzeczy tych, którzy od razu trafili do komór gazowych i tych, których wysłano do baraków. To opowieść o losie ubrań, z których znaczną część wysyłano do Rzeszy, by w paltach, sukniach, spodniach zamordowanych mogli chodzić kolejni ludzie. Sulej opisuje, jaką rolę odrywał (i wciąż odgrywa) mundur SS, jak tworzono strój obozowych strażniczek, ale także, jak ubiór mógł więźnia ocalić. Bohaterowie książki wspominają chwile walki o buty, ciepłe pończochy czy skarpety, koszulę, która, włożona pod pasiak, mogła ocalić życie. Są też wreszcie opowieści o drobnych gestach, o szukaniu chwili radości w piekle, o zabawie w tworzenie obozowych kolekcji mody i o powrocie do codzienności po wyzwoleniu.