"Najpierw mieli umrzeć jednak dziadkowie. Potem rodzice wszystkich znajomych. A potem dopiero można by się było tego spodziewać.
Powinna być jakaś kolejność umierania".
A jednak matka narratorki książki i matka autorki zmarły wcześniej. Obie zostały "bezmatkami". Straciły najważniejszą osobę w życiu. Postanowiły o tym opowiedzieć.
"W dniu, w którym moja matka zaczęła umierać, piłam cappucino w Bunkrze Sztuki i karmelowe latte w Tekturze. W tamtym czasie wybierałam pieczywo z czarnuszką".
Mira Marcinów dokładnie pamięta dzień, w którym dowiedziała się, że matka odejdzie. Nie było szans, rak rozsiał się po całym organizmie.
"Zabiegi pielęgnacyjne wokół matki: podmywanie, przewijanie. Nie chciałam tego robić w rękawiczkach. Jest taki dowcip powtarzany przez proktologów o badaniu per rectum: dla VIP-ów bez rękawiczek. I tak traktowałam moją matkę. Moją Very Important Person".
"Bezmatek" to zapis żegnania się z najbliższym człowiekiem. To opowieść o nabywaniu świadomości nieodwracalnej straty i zmiany, która w końcu nadejdzie i o odnajdywaniu siebie w procesie żegnania się, opieki. To wspomnienie długich rozmów, których wolałoby się uniknąć, ale przecież czasu nie da się zatrzymać.
Bohaterka Miry Marcinów, jak ona kobieta tuż po trzydziestce, jest w swej opowieści szczera. Wspomina niełatwe dzieciństwo, biedę, niepewność, trudne rodzinne życie. Pisze o bliskości i czułości na przekór, o miłości najbliższej, choć często raniącej.
Zapraszamy do wysłuchania audycji!