Ktoś mógłby powiedzieć, że nie ma takiego miejsca jak Cwoberk. Nie ma, ale kiedyś było. Było wsią położoną wysoko w górach, w dolinie nad górskim potokiem, w sąsiedztwie Zakopanego.
Cwoberk istniał na pewno, choćby dlatego, że gdzieś około roku 1863 wydarzyła się tam ta historia:
Pewnego dnia dwudziestokilkuletni Mateusz Grandys zabił swojego przyjaciela Leona Chrama i tym samym uruchomił machinę zdarzeń, która najpierw kazała wyruszyć w świat jemu, a potem jego śladem wysłała czwórkę braci Leona: Szczepana, Macieja, Marcina i Tomasza. Wszyscy szybko pogubili się w świecie, padli ofiarą swojej naiwności, niewiedzy albo porwała ich w swoje szpony historia.
Ale w tej opowieści jest jeszcze drugi Mateusz. Też nazywa się Grandys i też żyje w Cwoberku, tylko sześćdziesiąt lat później. Jest synem Mateusza mordercy i jego dziedzicem, który stara się odzyskać to, co ojciec lekkomyślnie roztrwonił. Mateusz ojciec przywiózł bowiem ze swej tułaczki po Europie cykl obrazów, pasję namalowaną przez tajemniczego artystę.
Zaczyna więc krok po kroku, w tajemnicy przed ojcem, odbudowywać kolekcję. Staje się to jego obsesją. Gdy poznajemy go w 1942 roku, jego ojciec dawno już nie żyje, a jemu brakuje do kompletu tylko jednego ostatniego obrazu.