Poezję powinno się czytać głośno. Sam czytałem „Pana Tadeusza” głośno, byłem wtedy małym dzieckiem, kiedy czytałem go po raz pierwszy. Właściwie chyba tak do dzisiaj czytam „Pana Tadeusza”: po cichu, dla siebie, próbując go usłyszeć. Wydaje mi się, że jest to lektura właściwsza, że poezję powinniśmy smakować, poniekąd słysząc. W przypadku „Pana Tadeusza” – dzieła w moim przypadku absolutnego – jest to prawda wyjątkowa. „Pan Tadeusz” brzmi. Jeśli – a mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością – kocham ten tekst, to kocham go właśnie za język, za to, co w nim brzmi.
Naturalne jest pragnienie, żeby móc usłyszeć język autora, ale nie mamy nagrań Mickiewicza. Czasem myślę sobie, że może po kilkuset latach naukowcy wymyślą coś takiego, co pozwoli nam odzyskać wszystkie brzmienia, które kiedyś zostały słyszane przez naszych przodków i wypowiadane. Chciałbym usłyszeć kiedyś „Pana Tadeusza” mówionego przez Mickiewicza, ale być może byłby to trochę inny tekst. Na razie on jest też mój i dla mnie jest najbardziej mój. I dlatego właśnie go czytam, i dlatego czytam go jeszcze raz i jeszcze raz głośno – i teraz już może nie tylko dla siebie. – prof. Jerzy Bralczyk