Brak wpływów politycznych i praw społecznych, utrudnione możliwości bogacenia się czy nawet kształcenia były już w XVII i XVIII wiecznej Europie tym co wyraźnie odróżniało mieszczaństwo Warszawy, Krakowa czy Gdańska od miast w Holandii, Francji czy Anglii. W tych krajach wzrost znaczenia mieszczan, ich coraz większe prawa polityczne były trampoliną do przemian gospodarczych, emancypacji tego stanu i finalnie rewolucji przemysłowej, którą Polacy pod zaborami oglądali troszkę z boku.
Dlaczego? Otóż mieszczaństwo było w Rzeczpospolitej przez wieki systemowo blokowane przez walczącą o przywileje i monopol wpływów politycznych szlachtę. Mało tego, było też stosunkowo nieliczne. W drugiej połowie XVIII w. stanowiło raptem ok 6% ludności Rzeczpospolitej (ok. 600 tys. mieszkańców), ustępując z kolei wyjątkowo licznej w Polsce i na Litwie szlachcie (ok. 8 %), i wreszcie jeszcze liczniejszym Żydom. Naród wygnany z wielu europejskich państw w Rzeczpospolitej miał swoją ziemię obiecaną i stanowił aż 10% społeczeństwa.
Małe znaczenie i wpływy polityczne stanu mieszczańskiego w XVIII-wiecznej Rzeczpospolitej było tym, co dystansowało to państwo od rosnących w potęgę zamożnych państw kontynentu. Sam termin “mieszczaństwo” pojawia się w Europie już w XI wieku, upowszechnia do XIII wraz z urbanizacją i lokacją miast. Społeczeństwo w Europie było oczywiście feudalne, ale mieszczaństwo Niderlandów, Francji czy Anglii systematycznie zyskiwało znaczącą pozycję ekonomiczną i wolność. Jak mówiło się w miastach niemieckich “Stadtluft macht frei”, czyli już „powietrze miejskie” czyniło wolnym. I ta wolność stała się przepustką dla rozwoju kultury politycznej, postaw obywatelskich, mecenatu mieszczan w kulturze i wzrostu ich społecznego znaczenia.