Ta opowieść toczy się w Indochinach, ale to złe słowo. Ma w sobie pogardę z francuscy kolonizatorzy wrzucili do jednej szuflady sto światów, kilka wielkich religii, całe bogactwo różnorodnych kultur i miliony dramatycznych ludzkich losów związanych z jednym z najbardziej fascynujących i bogatych rejonów świata. Każdy chciał nim władać a on, po każdej wojnie podnosił się jak każdego dnia. Najpierw, jeszcze przed świtem ceremonia ofiarowania buddyjskim mnichom miski ryżu, potem z mgieł nad Mekongiem ze swoich legowisk wstają słonie, w lesie przemyka smagły cień tygrysa a na kamiennych obliczach bogów i demonów z Angkor Wat wygrzewają się węże i jaszczurki.
To podróż od hałaśliwych ulice Bangkoku, Sajgonu, Vientianne i Phnom Penh poprzez zapomniane przez historię, porośnięte dżunglą ruiny kamiennych miast i mroczne jaskinie zamieszkałe przez tysiące Buddów aż po majestatyczny, zawieszony poza czasem złoty nurt Mekongu.
Ale to nie krajobrazy są siłą tej opowieści, ale napotkani w jej trakcie ludzie.
Czasem beztroscy jak dzieci, czasem dźwigający brzemię, w które trudno uwierzyć. Zawsze dobrzy. Nie warto tracić czasu na złych.