Nieradka chciała podejść, przytulić go, przeprosić i błagać o wybaczenie, ale nie mogła ruszyć się z miejsca. Wiedziała, że odtrąciłby jej ramiona, a wtedy umarłaby na miejscu.
Była zła i niewarta jego dobroci. Wszystko, co mówił, było prawdą. Gdyby mogła, rzuciłaby się w las szukać tamtego koziołka, ale nie była w stanie upolować zwierzęcia. Nie mogła naprawić tego błędu.
– I tylko las to, las tamto – ciągnął Gorazd spokojniej. – Ja też żyję w lesie, a co on nam takiego dał? Pytam się. – Wbił zły wzrok w żonę. – Co ci ten las dał? Upiory za ścianą? Gdyby nie ja, nie przeżyłabyś tu jednego lata, co dopiero zimy. Las! Las jest dobry! – przedrzeźniał ją. – No to idź do niego! Proszę bardzo, idź! Niech ci da ten twój las schronienie, niech ci da jeść, proszę! Idź, przynieś te leśne skarby. O, malin mi może przynieś, pojemy. No, wynocha!
Chwycił Nieradkę za ramiona i siłą wypchnął za drzwi.
– Ale… Gorciu, niedźwiadku mój… – mamrotała smolarzowa, przymilając się i nie dowierzając temu, co się dzieje.
Opowiadanie zostało opublikowane w antologii „Kwiat paproci i inne legendy słowiańskie” (2023).