Czytając pierwsze rozdziały „Małej Księżniczki", odczuwamy déjà vu z dzieciństwa. Pustynia, dziecko i zagubiony dorosły. Jesteśmy pewni, że za chwilę pojawi się chłopiec w niebieskim płaszczu i poprosi nas o narysowanie baranka.
Jednak nic z tego. Pojawia się dziewczynka o jasnych włosach i od razu zabiera się do robienia porządków. Układa to, co zastała rozrzucone. Poucza podróżnika, jak należy chodzić po piasku. I robi to z tak rozbrajającą pewnością, że nasz bohater zdejmuje buty i sprawdza, czy rzeczywiście pustynia oddycha słońcem, a stopy trzeba stawiać, gdy zamyka buzię.
Po kilku próbach udaje mu się opanować sztukę chodzenia po pustyni, choć burzy to całe jego dotychczasowe doświadczenie. I tak jest do końca podróży. Gdy próbuje wracać do swoich nawyków, ponosi sromotną klęskę, której zawsze towarzyszy perlisty śmiech Małej Księżniczki.
Miejmy nadzieję, że małych księżniczek nigdy nie zabraknie. Są wszędzie. Może minąłeś jedną z nich, spiesząc się do pracy, lub mignęła ci jej twarz przylepiona do szyby.
*
Opowiadanie to polecam szczególnie tym, którzy byli pozbawieni dzieciństwa. Przez kilka chwil wrócą do krainy prostych pytań i odpowiedzi. Odkryją, że pustynia „to miliony czułych dotknięć", a jeden uratowany żuk może zbawić świat. Przez moment, a może już na zawsze zostanie z nimi prawda, że szlachetnym czynom sprzyja cały wszechświat.
-- AUTOR