Nie wszystkie podróże w czasie wymagają wehikułu – czasem wystarczy dobrze skonstruowane słuchowisko. „Kryptonim Wiklef. Odcinek 1” od pierwszych minut wrzuca nas w świat tajemnic, ikon i radioaktywnych skutków przeszłości, serwując historię, która wciąga szybciej niż nurt wiosennej Wisły. Wchodzimy w realia Polski lat 80. i 90., ale bez zbędnej nostalgii – zamiast tego dostajemy pełnokrwistą opowieść: trochę brudną, pełną niedopowiedzeń i emocji, które potrafią mocno chwycić. W miarę rozwoju akcji pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi, a każdy kolejny rozdział rozbudowuje intrygę, zamiast ją rozwlekać. Wiele osób zachwyca się obsadą – i trudno się dziwić. Bartłomiej Topa i reszta ekipy naprawdę dają radę: ich głosy nie tylko brzmią, one budują świat. To dzięki nim zmiana epok i scenerii nie rozbija narracji, ale sprawia, że czujesz się, jakbyś sam przeskakiwał między czasoprzestrzeniami. Czasem fabuła bywa niespójna, a niektóre wątki trochę rozmywają napięcie. Do tego wulgaryzmy, które jednym dodają autentyczności, innym rysują się jak niepotrzebne rysy na ikonie. Ale nawet mimo tego – trudno odmówić tej historii jednej rzeczy: ma charakter. Jeśli masz ochotę na historię, która nie idzie na łatwiznę i wymaga od słuchacza czegoś więcej niż tylko biernej obecności – wskakuj. Tutaj gra toczy się o coś więcej niż tylko rozwiązanie zagadki.