Kuba dorasta w dusznej atmosferze przemocy i wstydu, gdzie codzienność wyznaczają krzyki, milczenie i drzwi trzaskające zbyt mocno. Nikt nie słucha, a jeśli już – to nie po to, by zrozumieć. Chłopak próbuje przetrwać, szukając ucieczki w śląskich hałdach, Tanim piwie, które boli mniej niż słowa, i modlitwach do Boga, w którego przestał wierzyć, jeszcze zanim nauczył się odmawiać pacierz. Każdy dzień to walka – nie o życie, ale o to, by nie zniknąć zupełnie.
To opowieść o samotności, która dusi, i o ciele, które staje się więzieniem. Kuba nie patrzy już w lustro – nie dlatego, że nie lubi swojego odbicia, ale dlatego, że boi się, że nikogo w nim nie zobaczy. To historia chłopaka, który nosi w sobie więcej ran niż lat, i który nie tyle chce umrzeć, co po prostu przestać istnieć.
Bolesna, bezczelna i momentami czarna jak noc śląska opowieść, w której humor miesza się z bólem, a śmiech jest ostatnią linią obrony przed całkowitym rozpadem. To nie jest książka o uzależnieniu. To książka o głodzie – miłości, czułości, uwagi. O wstydzie, który parzy jak spirytus, i nadziei, która potrafi przetrwać nawet tam, gdzie wszystko inne już dawno umarło.
Debiut, po którym alkohol nie będzie ci już smakować tak samo.
