W tej sprawie nie wskazywało na Piotra. Na miejscu zbrodni nie znaleziono ani jednego śladu, który by dowodził, że on w ogóle tam był. Nie mówiąc już o jakichkolwiek dowodach na to, że to on zabił 44-letnią Monikę K. oraz jej matkę, 78-letnią Bronisławę J. A jednak został skazany - najpierw na dożywocie, potem w kolejnym procesie wyrok złagodzono do wymiaru 25-ciu lat więzienia. Piotr Mikołajczyk ma iloraz inteligencji na poziomie 62. Kiedyś takie IQ klasyfikowano jako debilizm. Z aktu oskarżenia i z późniejszych wyroków sądowych wynika, że mimo wyraźnego upośledzenia jest przebiegłym geniuszem: zaplanował zbrodnię doskonałą, dokonał jej, a następnie w drobiazgowy sposób zatarł wszystkie ślady, które by wskazywały na niego jako na sprawcę. Do zbrodni doszło w listopadzie 2010 r. w Tłokini Wielkiej koło Kalisza. Ofiarami były 44-letnia Monika K. oraz jej matka, 78-letnia Bronisława J. Sprawca działał wyjątkowo brutalnie - młodsza kobieta dostała aż 14 ciosów siekierą, głównie w głowę i w klatkę piersiową, zginęła na miejscu. Na ciele jej matki wykryto ślady 7 uderzeń siekierą. Leżące w kałuży krwi kobiety znalazła córka i wnuczka ofiar, 12-letnia Kasia. Po ośmiu miesiącach od zbrodni policja otrzymała anonimową wiadomość. Ktoś sobie przypomniał, że w czasie, gdy doszło do podwójnego morderstwa, w Tłokini Wielkiej mieszkał upośledzony 22-letni Piotr. Że pracował jako pomocnik w jednym z gospodarstw i że podobno utrzymywał kontakty seksualne z młodszą z zamordowanych. Dziewięć miesięcy po morderstwie policja zatrzymała 23-letniego już Piotra Mikołajczyka. Przewieziono go na komisariat. Przesłuchanie prowadziło pięciu funkcjonariuszy. To wtedy upośledzony mężczyzna miał się przyznać do dokonania zbrodni. W protokole zapisano to tak: "Monikę poznałem u gospodarza w Tłokini Wielkiej, u którego pracowałem pół roku na czarno. Spotykałem się z nią. (...) To nie podobało się jej matce. Z Moniką umówiliśmy się na 3 listopada 2010 roku. Wcześniej sam wypiłem ok. 1 litra wódki i 4 piwa. Tego dnia przed południem widziałem jak Monika wychodzi z domu. Postanowiłem odwdzięczyć się jej matce za to, że wyzywała mnie kilka dni wcześniej. Wziąłem więc z garażu siekierę średniej wielkości, a raczej toporek i schowałem pod koszulę. Poszedłem do domu Moniki. Była tam jej matka. Zaczęła na mnie krzyczeć i kazała się wynosić. Zdenerwowałem się. Wyciągnąłem zza koszuli siekierę i uderzyłem ostrzem, chyba wtedy jeden raz w przód głowy. Ona upadła. W tym momencie do domu weszła Monika. Kiedy chciała wybiec - złapałem ją za kaptur od kurtki. Monika przewróciła się. Podszedłem do niej i uderzyłem ją siekierą trzy razy w głowę. Ona się zasłaniała. Potem zadałem jej jeszcze kilka ciosów siekierą w głowę, może nawet kilkanaście ciosów. Podszedłem do jej matki i jej również zadałem jeszcze kilka uderzeń siekierą". Rodzina jest na 100 proc. pewna, że to nie są słowa Piotra. On mówi półsłówkami, nie jest w stanie budować złożonych zdań, zasób słów ma znacznie ograniczony. Jak mówi nam kuzynka Piotra, on nawet w przedszkolu miał problem aby zdać do wyższej grupy. Jeśli więc tego nie powiedział, to dlaczego podpisał policyjny protokół? Jak potem wyjaśnił kuzynce, policjanci powiedzieli mu, że tak będzie lepiej i że jak podpisze, to będzie mógł się spotkać z ukochanym tatą. Podpis pod protokołem jest więc koronnym i w zasadzie jedynym dowodem w tej sprawie. W to, że on to zrobił, nie wierzy nawet dziś dorosła Kasia, córka i wnuczka zamordowanych kobiet. Jak to się stało, że Piotr Mikołajczyk odsiaduje karę 25 lat więzienia za zbrodnię, której - wskazuje na to bardzo wiele - chyba nie popełnił? Czy i co jeszcze da się zrobić, aby wszelkie wątpliwości w tej sprawie rozwikłać? Kto może być rzeczywistym sprawcą? O tym rozmawiamy w najnowszym odcinku podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe". Gośćmi odcinka są Marta Kaźmierczak-Mielczarek, kuzynka skazanego, oraz mec. Jan Mydłowski, który zajmował się kasacją ws. Piotra Mikołajczyka w Sądzie Najwyższym.