Psychoedukacja to najlepsze co odkryliśmy w ostatnich latach, jednak przy okazji rozlaliśmy trochę mleka. Dlaczego? Dlatego, że psychoedukacja jak każde inne narzędzie terapeutyczne, musi podlegać pewnym ważnym zasadom. Musi być rzetelna, musi być adekwatna do sytuacji osoby słuchającej, uwzględnić jej wiedzę i stan psychiczny i musi przynosić korzyści, bardziej budować porządek poznawczy, niż go burzyć. Bardziej mówić o tym co można zrobić, niż o tym jak jest źle. Psychoedukacja musi dawać nadzieje, nie etykietować i nie straszyć, nie obniżać poczucia własnej wartości odbiorcy, nie poniżać go, a z pewnością nie robić w bambuko. A nie zawsze tak jest. Konia z rzędem tym z nas, którzy zawsze dzielą się wiedzą a nigdy opiniami. Którzy nigdy nie pouczają i którym nie zdarzyło się opowiedzieć o sobie zamiast o zjawisku. My psychoedukatorzy, większości staramy się jak możemy ale i tu, podobnie jak w terapii, pojawiają się przeniesienia, odwrócenia ról i zapominanie o celu. Dlatego dziś w światowym dniu zdrowia psychicznego, przychodzę do Was żeby odrobinę posprzątać, po mnie samej i moich znajomych po fachu. Przychodzę Wam opowiedzieć o zagrożeniach w psychoedukacji, o mechanizmach, które uruchamia i o sprawach na które musimy mieć baczność. Każda metoda oddziaływania ma skutki uboczne. Nawet ibuprom ma. Dlatego psychoedukacja nie jest od nich wolna. I trzeba zacząć o tym rozmawiać, skoro to najczęściej wybierana przez Was metoda osiągania wpływu na własne zdrowie psychiczne. Korzystajcie zatem ile wlezie, ale bądźcie świadomi tego, co pod wpływem psychoedukacji może się z Wami dziać. Na zdrowie! A i jeszcze jedna ważna rzecz, nie wszystko co słyszycie w sieci to psychoedukacja, cześć to zwykle fantazje ludzi, którzy i psychoedukacji nie mają pojęcia. Więc sprawdzajcie czego słuchacie, czytacie i od kogo się uczycie. Bo z psychoedukacją jest jak z profilaktyką, niby banał a jednak to najtrudniejsza rzecz ze wszystkich mi znanych :)