Przygotowania trwały 14 miesięcy. Priorytetem było zminimalizowanie ewentualnych strat i ryzyka wpadki, co pociągnąć mogło za sobą dekonspirację struktur Polski podziemnej. Celem był transport banknotów z warszawskiego Banku Emisyjnego. Z ulicy Bielańskiej – gdzie mieściła się siedziba banku – codziennie wyjeżdżał furgon wyładowany pieniędzmi wiezionymi na Dworzec Wschodni. Wzdłuż trasy ustawione były patrole, a w samym samochodzie majątku pilnowali specjalnie oddelegowani pracownicy banku. Akcja rozegrała się pewnego sierpniowego poranka. Transport jak zawsze szybkim tempem zbliżał się do celu mijając kolejne ulice. O godzinie 10:17 znalazł się w pobliżu Placu Zamkowego. Tam czekała na niego pułapka. Konspiratorzy wiedzieli, że czasem furgon zmieniał trasę i zamiast jechać w kierunku mostu Kierbedzia, skręcał w Krakowskie Przedmieście. Upozorowano więc roboty drogowe upewniając się, że ponad wszelką wątpliwość trafi w zasadzkę.
Gdy tylko samochód znalazł się w planowanym miejscu niespodziewanie jego drogę przeciął wózek wyładowany warzywami. Zaskoczony tym szofer z trudem z trudem wyhamował. Z okolicznych zaułków posypały się strzały. Padły pierwsze ofiary. Po krótkiej strzelaninie transport trafił w ręce żołnierzy podziemia. Akcja trwała zaledwie 2 i pół minuty. Pieniądze przewieziono na Wolę, na ulicę Sowińskiego 47 gdzie znajdował się ogród i niewielka szklarnia. Po dokładnym przeliczeniu okazało się, że w ręce Polaków trafiło 105 mln zł. Niemcy, pomimo starań, nigdy nie trafili na trop napastników. Do końca sądzili, że akcja miała motyw wyłącznie rabunkowy i nie wiązali jej z działalnością podziemia…