Rzadko się zdarza, żeby śledczy mogli tak dokładnie widzieć
moment śmierci ofiary zabójstwa. Ale tak właśnie się stało w przypadku Els Van Doren. Trzydziestoośmioletniej żony Jana De Wilde jubilera z Antwerpii. Było to możliwe dzięki kamerze, którą miała zamontowana na swoim kasku. Na nagraniu widać więc, jak wyskakuje z samolotu. Następnie chwyta się za ręce z dwoma mężczyznami, z których jednym jest jej instruktor Marcel Somers. Przez pewien czas lecą razem tworząc formację. Następnie puszczają się i pada sygnał do otworzenia spadochronów. Jednak
spadochron Elsy Van Doren nie działa. Przez kolejne sekundy nagrania widać, jak kobieta szamocze się z linkami. Próbuje otworzyć spadochron awaryjny, ale ten też nie działa. Krzyczy, patrzy za siebie, walcząc o życie. Bezskutecznie. Leciała w dół przez kilkaset metrów, zdając sobie sprawę, że nie jest w stanie się uratować. Spadła do ogródka domu w miejscowości Opglabbeek w północno wschodniej Belgii z wysokości ponad trzech kilometrów. Zginęła na miejscu.
- Podczas swojego ostatniego skoku zrobiłaś wszystko, żeby się uratować, ale ktoś nie chciał pozwolić ci żyć - powiedziała podczas pogrzebu siostra Elsy Van Doren.
Pytanie brzmiało, kto? Kto mógłby pragnąć jej śmierci?
Odpowiedzi na to i inne pytania związane z tą sprawą poznacie po wysłuchaniu tego odcinka podcastu "Zbrodnia na poniedziałek"