Rok 1605. Polskie wojska wkraczają do Moskwy. Niezrównana jazda z furią roznosi pułki cara Borysa Godunowa, wstrząsa murami miast... i ginie jak fala rozbijająca się o skalny brzeg!
Bezlitosny mróz ścina bezkresne, moskiewskie pustkowia. Dumne husarskie skrzydła walają się w zamarzniętym błocie. Pękł koncerz, szabla - wierna przyjaciółka, leży złamana.
Tyleż żywota zostało, co łańcucha u armaty, na którym niby psy na daleki Sybir są pędzeni.
Krwawy demon zatańczył w Rusi mszcząc się w dzikim szale. Znikąd miłosierdzia. Bóg nie ochronił, a Rzeczpospolita - odwróciła wzrok i wyparła się swoich dzieci.
Zostali sami...
Ale nie wszystko stracone. W polskich sercach wciąż przetrwał honor i wola walki. Póki życia, póki tchu w piersiach, póty nadziei, że nie wszystko stracone!